poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 9


Obudziłam się o 1:30. Wkurzyłam się okropnie kiedy otwarłam oczy i zobaczyłam że leże w pokoju Natha a jago tam nie ma. Wstałam powoli, żeby nie budzić innych i zeszłam na dół. Tak jak myślałam, pan Sykes leżał na kanapie i strzelał dziwne miny przez sen. Szturchnęłam go kilka razy ale to nic nie dało więc z całej siły zrzuciłam go z wersalki na dywan. W tedy chwycił mnie za nogi i przewrócił jak kłodę.
- A co ty tu robisz? - szeptał zszokowany
- Chyba była umowa?
- Wiem, ale kiedy zszedłem i zobaczyłem jak śpisz na podłodze to tak dziwnie głupio mi się zrobiło...
- Na podłodze?
- Yhym...
- Okej, ty mnie tu nie zagaduj. To nie zmienia faktu, że ty nie spałeś u siebie. Już marszem idziemy na górę! - zasalutowałam i pchnęłam go w kierunku schodów
- A co z tobą?
- Jak ci nie pasuje to będziemy spali razem - przewróciłam oczami na co on uśmiechnął się znacząco - ani o tym nie myśl bo ci przywalę
- Okej, okej...
Położyliśmy się razem, ale chyba oboje nie umieliśmy zasnąć. W pewnym momencie mi się to nawet udało.

Obudziły mnie promienie słoneczne, co dziwne bo zapowiadali pierwszy śnieg. Na szyi poczułam czyjś oddech oraz rękę na brzuchu. " Sykes rozszarpie cię " ~ to była moja pierwsza myśl jaka mi się nasunęła przypominając sobie wydarzenia z dość wczesnego ranka. Niby od niechcenia obróciłam się w stronę BabyNatha. Moim oczom ukazał się mały bezbronny chłopczyk, który wtulał się we mnie i w poduszkę. Na sam widok chciało mi się śmiać. Patrzyłam tak na niego kilka minut i nie umiałam oderwać od niego wzroku. W pewnym momencie zauważyłam spory uśmiech na jego twarzy. Od razu pojawiło się pytanie: Śpi albo sobie ze mnie jaja robi?
- Długo już nie śpisz? - drgnęłam na dźwięk jego głosu.
- Parę minut, może więcej - uśmiechnęłam się na co otworzył swoje niebiesko-zielone oczęta.
- To nie fair.. to teraz ty śpij a ja będę przeszywał cię wzrokiem.
- No co? Nie moja wina. Nie chciałam cię budzić, tak słodko spałeś...
- Nie obudziła byś mnie... niby jak?
- Ręka? - uniosłam brew a jego wzrok skierował się na moją talię którą nadal obejmował
- Przepraszam... ja...
- Nie tłumacz się, ale pamiętaj że w pewnym sensie jesteśmy rodziną więc...
- Tak wiem - spuścił wzrok
- Ej? Ale przecież możemy się przyjaźnić. Pamiętaj, że to wyróżnienie mieć w rodzinie taką zajebistą osobę jaką ja jestem - uśmiechnęłam się szeroko na co on wybuchnął śmiechem - no co?!
- Nico - pokazał mi język.
W tym właśnie momencie do pokoju wleciało całe 4/5 The Wanted. Zaczęli tańczyć w koło łóżka i śpiewać jak małe przedszkolaki: Zakochana para Nathan i Monika... Na początku było śmiesznie ale po kilku minutach miałam tego dość. Nathan widząc to zerwał się z łóżka i wygonił wszystkich za drzwi.
- Sory za nich ale ponoć wiesz do czego są zdolni...
- Taaak... - przytaknęłam i próbowałam wstać z łóżka, chociaż tak mi się nie chciało...
Odchyliłam kawałek pościeli i wygramoliłam się z niego. Chciałam go ogarnąć jednak gdy sie odwróciłam prawie dostałam zawału. Na moim miejscu było kilka kropel krwi, co nie oznaczało nic dobrego. Zamarłam.
- Wszystko ok? - spytał zdezorientowany chłopak drapiąc się w tył głowy.
- Tak, ja tylko... muszę do łazienki! - zakryłam pokrwawiony kawałek prześcieradła kołdrą, chwyciłam do ręki telefon i schowałam się w łazience. Byłam zdezorientowana i kompletnie nie wiedziałam co robić. Pierwsze co przyszło mi do głowy to zadzwonić do Laury. Tak, Laura to jedyna moja deska ratunku. Nie obchodziło mnie w tej chwili to co się działo poprzedniego dnia. W końcu to nie była jej decyzja tylko Chrisa i Lilly. Najważniejsze było teraz. Delikatnie uchyliłam drzwi by zobaczyć czy jest tam Nathan. Okazało się że siedział na łóżku.
- Nathan, a tak w ogóle to pod jakim adresem się teraz znajdujemy?
- Abbey Road 112, a co?
- Nic, macie strasznie dopasowany numer domu - zaśmiałam sie i z powrotem schowałam w łazience
Od razu wybrałam numer do laury i opowiedziałam o co chodzi. Niestety nie mogła przyjść bo siedziała w szkole. No tak, 11 godzina. Siedziałam tak jakieś 30 minut, kiedy ktoś zakłócił mój spokój.
- Monika, o co chodzi?
- O nic, dlaczego sądzisz że coś się stało?
- Widziałem krew na prześcieradle, a poza tym od 40 minut siedzisz w łazience i nie dajesz znaku życia
- To jeszcze nic nie znaczy...
- Nic nie znaczy?! kobieto, zamierzasz cały okres przesiedzieć w wannie? - Słysząc to uchyliłam lekko drzwi. Sykes stał oparty o ścianę i patrzył mi w oczy
- Potrzebuję pomocy - wydukałam na co on wyszedł z pokoju. Zostałam sama. Już z nudów grałam w gry na telefonie. Po godzinie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Monika kochanie to ja Nareesha. Otwórz - usłyszałam głos dziewczyny. Zamarłam, teraz już wszyscy będą się śmiać że nawet o babskie sprawy nie umiem zadbać. Ale niestety nie zostało mi nic innego jak otworzyć dziewczynie.
- Wejdź  - uchyliłam drzwi
- Nie bój się. Przyniosłam ci odpowiednie rzeczy. Pamiętaj, wiemy o tym tylko my i Nathan. Poza tym każdemu może się zdążyć. - Na te słowa tylko przytaknęłam. Dziewczyna dała mi pełną torbę i wyszła z łazienki. Szybko się ogarnęłam, to co trzeba było wyrzucić wyrzuciłam i wyszłam z łazienki.
- Dziękuję - wyszeptałam i przytuliłam dziewczynę.
- No to chodź na śniadanie
- Zaczekaj, tym razem przynajmniej spodnie założę, bo przy Tomie się nie da inaczej.
- Okej - dziewczyna się tylko zaśmiała i zeszła na dół. Zrobiłam to samo, gdy tylko ubrałam spodnie.
- Widzę że nasz smok już wstał - krzyknął na całe mieszkanie Parker.
- Jak coś to smoczyca, i tak już wstałam jak widać...
- W takim razie bardzo się cieszymy, bo dzisiaj cię porywamy - Max
- Ale gdzie?
- Do disneylandu.!! - Tom cieszył się jak dziecko, które dostało cukierka
- Nie, dzięki...
- To już postanowione - zatwierdził sobie Parker
Spojrzałam na Nathana z miną Are you fucking kidding me? a on tylko się uśmiechnął złośliwie. Widząc to wzięłam jedną kanapkę ze stołu, bezradnie rozłożyłam się na wersalce i włączyłam TV. Akurat leciała jakaś fajna komedia romantyczna. Pozostali tylko spojrzeli po sobie znacząco i w jednej chwili wcisnęli mi się na moje miejsce. Nareesha tylko pokręciła głową z dezaprobatą i usiadła na fotelu. Pomyślałam, że nie będę się gnieść na kanapie tyle czasu i rozłożyłam się na mięciutkim dywanie jak jakaś królowa. Spojrzałam na pana Sykesa, który patrzył na mnie jak na debilkę. Tym razem to ja się uśmiechnęłam złośliwie i pociągnęłam go na dywan. W jednej chwili jego miejsce zostało zajęte.
- Już nie żyjesz - krzyknął i zaczął mnie gonić po całym domu. Wleciałam do jego pokoju, jednak nie zdążyłam zamknąć drzwi i wparował tam zanim się obróciłam. - dalej jesteś taka mądra?
- Jeszcze nie wiem - wzięłam jedną poduszkę i zaczęłam go walić z całej siły, niestety okazał się być silniejszy. Wyszarpał mi ją i przygniótł do ściany za nadgarstki
- I co teraz? - niestety nie miałam nic na swoją obronę. Nie potrafiłam się nawet ruszyć.
Zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. W jego oczach widziałam iskierki. Nie wiedziałam jeszcze co to znaczy ale zaczęłam się trochę bać o co mu chodzi. Zamknęłam oczy. Nie chciałam nic widzieć, ani wiedzieć. Nasze oddechy były przyśpieszone, i to o wiele. Bałam się co nastąpi za chwilę. W pewnym momencie poczułam jego wargi na swoich. Był to lekki pocałunek, niestety z czasem coraz bardziej namiętny. Rozluźnił uścisk, pewnie czekając na moją reakcję, jednak ja stałam jak sparaliżowana. W pewnym momencie się ode mnie oderwał. Spojrzał mi w oczy czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. W jednej chwili się zerwałam i uciekłam na dół. Nie wiedziałam że do tego się posunie. Usiadłam z powrotem na dywan patrząc bez emocji w telewizor nie widząc w nim nic. Czarne tło a na nim zdarzenie z przed kilkunastu sekund. Patrzyłam w czarną odchłań jak sparaliżowana. Z zamyśleń wyrwała mnie Nareesha.
- Haloo! Ziemia do Moniki - machała mi ręką przed oczami
- Tak?
- Dziewczyno, nie sądzę, że reklamy aż tak cię wciągnęły. Film już się dawno skończył. Co z tobą?
- Ja.. ja nie wiem, przepraszam - musiałam iść do łazienki
- Mamy nadzieję że w ciąży nie jesteś po dzisiejszej nocy! Nie chcę być wujkiem! - krzyknął za mną widocznie rozbawiony całą sytuacją Max. A co go bawiło to ja nie wiem.
Delikatnie przemyłam twarz wodą i oparłam się o umywalkę. Dlaczego to zrobił? On nie mógł! jesteśmy rodziną! A tak w ogóle to czy on mnie czasami właśnie nie rozdziewiczył z pocałunku?! Moje usta straciły cnotę? Boże co ja gadam?! Chyba kompletnie sfixowałam... Jeszcze raz przemyłam twarz wodą i doprowadzona do porządku zeszłam na dół.
- To co, jedziemy? - wszystkie oczy znowu zwróciły się na mnie. Boże ja nie chcę być w centrum uwagi.!!
- Jasne. Jedziemy dwoma samochodami. Ja biorę vana  i jedziemy w piątkę, a ty młody bierz swojego opla  i Monikę. - Max, jak zawsze Kapitan Jack
- To ty masz w ogóle samochód? - to mnie zaskoczyło. Wszędzie pisali że Nath nie ma prawka.
- Mam. Dostałem na 18 i tak jakoś stoi w garażu. Czasami Max go pożycza.
- A dlaczego nim nie jeździsz?
- Nie mam prawka. - no tak... mogłam się tego domyślić.
- Ale zaraz, to jak ty będziesz prowadzić?
- Normalnie, jak człowiek. - Chyba jak kosmita...
- Nie ma mowy, ja prowadzę.
- A masz prawko? - Boże, czy Parker nie ma własnych zmartwień?
- Nie nie mam, bo nie stać mnie. Ale w porównaniu do niego na 100 jestem lepszym kierowcą. Uczył mnie sam tatuś - uśmiechnęłam się złośliwie do Sykesa.
- A kim niby był twój tatuś, że tak dobrze prowadzisz? - Jeszcze jedno słowo, Parker a dostaniesz z liścia
- Mój tatuś był kierowcą rajdowym. - i w tym momencie chłopakom szczena opadła. No cóż, trzeba ludzi zaskakiwać. Tak, tak mój tatuś był kierowcą rajdowym i uczył mnie odkąd miałam 14 lat.
- Ahaa... okej to jedziemy czy będziemy stali w tym salonie cały dzień? - widać że Jay nie umie wytrzymać, z myślą że nie pojeździ kolejką.
- Jak dla mnie to możemy zostać - znowu wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Do tego gestu dodałam skrzyżowanie rąk na piersiach, tylko tym razem zwróciłam się z nim do Jaya.
- Kobieta mi rozkazywać nie będzie - McGunsies podszedł do mnie i przerzucił sobie przez ramię.
- Jay, radze ci mnie puścić, bo pożałujesz... Z resztą dopiero 14:20, człowieku opanuj sie - waliłam go pięściami po plecach patrząc na zegarek wiszący w salonie, niestety nie otrzymałam oczekiwanych rezultatów. Wyniósł mnie na dwór w krótkim rękawku, spodniach i skarpetkach a sam wrócił do ciepłego domu się ubrać. W tym momencie myślałam że go rozszarpie. Usiadłam na schodach i czekałam na śmierć, gdyż było wyjątkowo zimno tego dnia, a ja głupia wyleciałam z domu w samym dresie i czapce. W pewnej chwili poczułam że ktoś zakłada mi czapkę na głowę, niestety daszkiem do tyłu. Obróciłam się i zobaczyłam wyszczerzonego Sykesa niosącego mi bluzę i trampki.
- Nie szczerz się tak. Jak będę chora to się będziesz mną zajmował.!
- Nie ma problemu. - miałam ochotę wybić mu te białe ząbki, ale pomyślałam że zrobie mu nazłość i specjalnie zachoruje.
- Masz to jak w banku. A teraz pokaż tego swojego pożeracza bęzyny bo musimy wcześniej wyjechać.
- Ale po co?
- Przecież nie pojadę w wypierdzianym dresie do ludzi.! Muszę się przebrać... - Nathan tylko pokręcił głową na moje zachowanie, rzucił mi kluczyki, wszedł do garażu i wsiadł na miejscu pasażera jednego z samochodów.
- Wow... - tylko to wykrztusiłam na widok białego Opla insygnia, na którego widok pewnie rozszerzyły mi się źrenice.
Pierwsze co wsiadłam moja pierwsza myśl brzmiała " Jak to sie prowadzi? " To było dość skomplikowane urządzenie jak na Londyn, ale przełknęłam ślinę i odpaliłam to cudo. Do moich uszu dobiegł cichy dźwięk powarkiwania silnika, który tak bardzo kochałam. Poprawiłam lusterka i zdążyłam powiedzieć do Sykesa następujące zdanie: " Zapnij pasy". Zauważyłam nutkę strachu w jego oczach, lecz nie przejęłam się tym. Wrzuciłam bieg i docisnęłam gaz. Auto zdążyło wydobyć tylko przeraźliwy pisk spod opon, które obróciły się kilka razy w miejscu. Nie minęło kilka sekund kiedy znalazłam się na ulicy. Na mojej twarzy zagościł uśmiech satysfakcji. Kątem oka Spojrzałam na Nathana, który siedział wbity w siedzenie i widocznie się modlił a wyglądało to komicznie. 10 minut później podjechałam pod dom. Dom, który nie był dla mnie prawdziwym domem, tylko jakąś sceną, na której musiałam grać, że wszystko jest dobrze choć wcale tak nie było. Wzięłam głęboki wdech, chociaż dobrze wiedziałam że nikogo nie ma w domu. Wyjęłam swój klucz z doniczki i otworzyłam drzwi. Zawsze go tam kładłam. Wydawało mi się, że to bezpieczniejsze miejsce od mojej kieszeni., sądząc po ilości telefonów które już zgubiłam w młodości. Mimo, iż było to kilka lat temu wolałam nie ryzykować.
- Zaczekaj tu - powiedziałam do Nathana, który widocznie nawet nie miał ochoty wchodzić do środka.
Biegiem ruszyłam na górę i rzuciłam się na szafę. Udało mi się wygrzebać kilka fajnych ciuchów. Wybrałam jeansy, sweterek z sową, brązowy szalik i torbe  . W pośpiechu weszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Przebrałam bieliznę z poprzedniego dnia i ubrałam się w wybrane ciuchy. Biegałam po domu jak idiotka. Wzięłam trochę kasy z pozostałych mi resztek po rodzicach i zbiegłam na dół. W przedpokoju wsunęłam się tylko w dopasowane brązowe buty i wyszłam z domu.
- Jest.! Tylko 10 minut - krzyknęłam uradowana spoglądając na zegarek, jednocześnie zamykając drzwi na klucz
- O 10 za dużo... - Jak zwykle z niczego nie zadowolony
- Tak? To sie módl żeby nie było wypadku! - przechodząc obok samochodu spojrzałam na Nathana który zapinał pas i miał oczy jak pięciozłotówki. Zaśmiałam się tylko pod nosem i znowu zasiadłam przed kierownicą białego cudeńka. - To gdzie dokładnie jedziemy?
- Yyyyyy... Może lepiej będę ci pokazywał drogę... - pewnie bał się że wybiorę trasę szybkiego ruchu. Niestety Sykes, i tak nie zwolnię...
-------------------------------------------------------------------------------
No i następny :)
Dziękujcie Kindze że tak wcześnie, bo to ona mnie motywuje do pisania :)
Dziękuuuuję :*
Polecam jej blog, też o miłości i za niedługo wkręci się do niego The Wanted :)

Mam nadzieję że dział się spodoba. :P
Tak, wiem przesadziłam z tym okresem ale trzeba się jakoś wyróżniać xD
Do następnego ^^

4 komentarze:

  1. Obudzić się w łóżku Natha, a potem w jego ramionach – marzenie. Ja też tak chcę :( Monika skromnością nie grzeszy no nie ^.^ Czemu oni są rodziną Boże, dlaczego mi to robisz ;(
    Okres kurwa opisać - z serii nie ma to jak głupota autorki. Czymś wyróżniać się trzeba no nie :33
    Abdey Road 112 ← jebłam hehe.
    A zabierzecie mnie ze sobą do Disneyland'u *oczka kota ze Shreka* ?
    Ja pitole, kurwuś Maciuś oni się pocałowali *.* Z jednej strony whooaaa a z drugie yhh... Po raz kolejny pytam boże, czemu oni są rodziną. Byłby taki wspaniały MONTHAN. Monika spanikowała... Ja bym zemdlała gdyby mnie takie ciacho całowało *.*
    Monika i jej problemy, czyli idealne tematy do trudnych spraw. Już widzę odcinek pt „ Czy on rozdziewiczył mnie z pocałunku?”
    Ahahahaha. Sajks sra w majteczki, bo Monika to czysty kierowca rajdowy ♥
    _____
    Kocham twoje działy i twoją głupotę. Weny Darling ! ♥
    Love :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahah świetny rozdział :3
    Sykes i Monika... pocałunek.. awwww.. ^^
    Ale to rodzina! -,-
    Weź zrób, że Monikę w szpitalu podmienili czy coś XD
    Oni muszą być razem! *.*
    Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny
    pocałunek , w końcu
    czekam na następny
    weny

    OdpowiedzUsuń
  4. hahhahahahhah, rozdział się bardzo interesujący i bardzo, bardzo mi się podoba całe opowiadanie :D
    Czekam na następny rodział :D
    A tymczasem zapraszam do mnie :
    http://i-feel-invincible.blogspot.com/

    + przepraszam za spaam:D

    OdpowiedzUsuń