piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 8


   Zadowolona z zakupów wróciłam do domu. Tam zastałam istny chaos, czyli Laurę i Lilly sprzątające niezły bałagan
- Co jest!? Przeszedł tu jakiś huragan pod moją nieobecność?
- Tak jakby - oznajmiła Laura, która zbierała poduszki po pokoju
- Czyli...?
- Kiedyś się dowiesz...
- Ahaaaa.... okej, rozumiem. Rodzinne tajemnice, nie ma sprawy. - powiedziałam wchodząc po schodach
- Monika, to nie tak..! - wołała za mną Lilly ale nie miałam ochoty na tłumaczenia. Jak mają tajemnice, to nie powinna być moja sprawa. Jestem po prostu jak pies, od innej matki ale przygarnięta jako członek rodziny.
Weszłam na komputer. Miałam ochotę na jakąś nową fryzurkę, więc poszukałam jakiejś stronki z różnymi propozycjami. Pomyślałam nad kokardą  tylko był jeden problem. Zanim zaczęłam musiałam umyć włosy. Nie chciało mi sie no ale miałam ochote na fryzurkę to musiałam sie przygotować. Poczłapałam do łazienki po drodze zabierając ze sobą ręcznik. Byłam strasznie zaskoczona kiedy okazało się że mam tylko pustą butelke po szamponie. Trudno sie mówi... Pomyślałam, że Laura chyba mi pożyczy. Miała taki fajny o zapachu jabłkowym. Z zapałem poleciałam na dół.
- Laura, pożyczysz mi może trochę szamponu? Mój sie skończył... - zbiegając ze schodów spytałam dziewczyny, która robiła ostatnie poprawki sprzątania w salonie
- Jasne, jest u mnie w szafie. Leży na drugiej półce od góry w ręcznikach
- Okej dzięki - podziękowałam dziewczynie i poleciałam z powrotem na górę.
Rzadko jestem w jej pokoju, ale zbytnio mi to nie przeszkadza, że częściej przesiadujemy w moim. Otworzyłam wskazaną szafkę, i od razu zauważyłam zieloną butelkę szamponu. Pośpiesznie ją wyciągnęłam, a przypadkowo razem z nią jakiś zeszyt. Pomyślałam że to pamiętnik ale był trochę podejrzany. Wiedziałam że nie mogę tam zaglądać ale zaciekawienie wzięło górę i otworzyłam, a to co w nim zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Było tam mnóstwo autografów od różnych piosenkarzy, czasami nawet aktorów. Przejrzałam kilka kartek i natrafiłam na autograf Nathana. Kilka kartek dalej było podpisane już całe The Wanted z dzisiejszą datą.
- Co to do cholery ma znaczyć?! - krzyknęłam sama do siebie
Do pokoju wleciała zdyszana Laura. Widziałam że wie już o co chodzi.
- Co to jest?!
- To jest mój zeszyt... - powiedziała głosem niewiniątka
- To to ja akurat widzę, ale co w nim jest?!
- Autografy...
- Skąd ty ich tyle masz?! Co to ma znaczyć?!
- Jak tylko przyjdzie Chris wszystko ci wyjaśnimy...
- Mam taką nadzieję... - powiedziałam i wróciłam do swojego pokoju z butelką szamponu zamykając za sobą drzwi. Weszłam do łazienki i stwierdziłam że lepiej będzie jak cała się wykąpie żeby ochłonąć. Spędziłam około godziny w wannie użalając się nad sobą że moje życie to jedna wielka niewiadoma. Wyszłam z łazienki i usłyszałam głos Chrisa, co oznaczało że czas zejść z dół. Szybko wrzuciłam na siebie luźny dres. Wychodząc z pokoju porwałam za sobą jeszcze tylko mój telefon i mogłam zejść na dół. Już na schodach można było słyszeć kutnie typu: mogliśmy jej powiedzieć. Zupełnie obojętna zeszłam na dół, usiadłam na kanapie, założyłam ręce na piersiach i czekałam na wyjaśnienia. W jednej sekundzie wszystkie oczy skierowane były na mnie.
- No więc...? - próbowałam zarzucić jakieś słowa na rozpęd.
- Monika, Chris jest właścicielem studia nagraniowego - zaczęła niepewnie Lilly.
- No, i....? Nie szło mi powiedzieć?
- Baliśmy się, że zaczniesz nas wykorzystywać. Prawie cię nie znaliśmy... - Próbowała się usprawiedliwić.
- Macie o mnie aż tak niskie mniemanie?! Co to do cholery jest, dom rodzinny czy więzienie?! - krzyczałam podkreślając słowo rodzinny. - A może ja w ogóle nie należę do waszej rodziny? Może jestem z innego nasienia? Dziecko adoptowane, przygarnięte od matki alkoholiczki...!
- W cale tak nie jest. My po prostu.... - widziałam jak cienka stróżka potu spłynęła po jej szyi, jednak puściłam to w zapomnienie.
- ... Chcieliśmy cię lepiej poznać, jaka jesteś naprawdę...
- A czy wy w ogóle mieliście zamiar mi o tym powiedzieć?!
- Tak, ale...
- Kiedy? - próbowałam chociaż zagrać opanowaną, choć w cale tak nie było.
- Zamierzaliśmy, ale nie było okazji żeby ustalić kiedy...
- Cudownie... - wstałam z kanapy. Porywając moje mp3 z komody, czarne trampki z szafki i białego full capa z wieszaka wybiegłam z domu.
Za drzwiami włączyłam swoją playlistę i pobiegłam truchtem przed siebie. " Przynajmniej spale dzisiejsze śniadanie" - pomyślałam. Nawet nie wiem kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Żeby nikt nie zauważył bardziej naciągnęłam czapkę do przodu i spuściłam głowę. Nie długo trwało moje zwiedzanie miasta. W końcu poczułam to, czego czuć nie chciałam. A mianowicie zderzenie z kimś i klapnięcie tyłkiem na ziemię. Właściwie zderzenie z nim i klapnięcie tyłkiem na ziemię...
- A co ty tu robisz? - usłyszałam zdezorientowany głos Nathana
- Biegam. Biegać nie można??
- Można, ale... Ty płakałaś?! - i zaczęło się...
- Nie, nie płakałam. Coś mi wpadło do oka - próbowałam zbić z tropu chłopaka, a żeby wyglądało prawdziwiej przetarłam jedno oko i poprawiłam daszek.
- Przecież widać. Całe oczy masz zapuchnięte. Co jest? - wiedziałam...
- Nic nie jest.
- Wstawaj - chłopak podał mi ręke i pomógł wstać - a teraz gadaj co się stało
- Boże, zawsze jesteś taki uparty?
- Yyyy.... Tak.
- No okej, ale może nie tutaj - Słysząc to, chłopak wziął mnie za ręke i pobiegł przed siebie nie zważając na to że ja sie zaraz wyglebie.
- Może wolniej?!
- Przecież i tak biegałaś... Czas na drugi bieg - uśmiechnął się i dalej ciągnął przed siebie, a biegliśmy może... 7 minut? W końcu stanęliśmy przed jakimś dużym błękitnym domem.
- No to jesteśmy na miejscu - wskazał ręką na błękitny budynek z muszę przyznać dość ładnym i gigantycznym ogródkiem
- Czyli..?
- Tutaj mieszkamy
- Mieszkamy?
- Ojjć, no ja i zespół.
- Zespół?
- Zacięłaś się?
- Jaa..? Nigdy!
- No to chodź do środka.
- Do środka? - chłopak na moje reakcje tylko się zaśmiał i pociągnął w kierunku drzwi. O dziwo fundamenty wyglądały na całe i nie wyglądało na to że mieszka tam banda pięciu rozwrzeszczonych dorosłych dzieciaków. Moje przemyślenia przerwał dźwięk tłuczonego szkła wydobywający się zza drzwi. To zmieniło nieco moje spostrzeżenia.
- Jesteś pewien że to bezpieczne?
- Tak, na 100 procent - i w tym momencie następne szklane naczynie poszło, delikatniej mówiąc za góry, za lasy na plaże się opalać na słońcu.
- No coś mi się nie wydaje...
- Z kąd taka pewność?
- No wiesz... Naoglądałam się strasznie duuużo WantedWenesday i wiem czego można się po was spodziewać.
- Oj no nie bądź taka uprzedzona, aż tak źle nie ma. - i w tym momencie otwarł drzwi wejściowe zapraszając mnie do środka. Przeszedł mnie lekki dreszcz niepewności no ale jak trzeba, to trzeba. Ale to co tam zobaczyłam kompletnie mną wstrząsnęło. Jay gonił Sive z zawiązanym w pasie czerwonym obrusem i krzyczał: Zigi Zigi Zigi, ciocia przyszła!!". Ku mojemu zdziwieniu miał nawet makijaż. Siva natomiast gonił Maxa z miotłą w przebraniu baletnicy, Max gonił Toma z patelnią błagając go żeby oddał mu jego conversa a Tom leciał w moją stronę! Zdążyłam tylko wydobyć z siebie lekki pisk, i już wszyscy leżeli na mnie.
- Halo, Tom to nie jest dostawca pizzy! To kobieta jak byś nie zauważył! - na słowa Natha wszyscy ze mnie zeszli a ja czułam się jakby upadł na mnie żelbetonowy kloc.
- Myślałam, że próbowałeś mi własnie wmówić, że tu jest bezpiecznie...
- Przepraszam cię, nic ci nie jest? - zrobił te swoje maślane oczy a ja poczułam przeszywający ból w okolicach skroni
- Moja głowa...
- Czekaj, usiądź na kanapie - zaprowadził mnie na skórzaną wersalkę i usiadł obok mnie.
- To my może pójdziemy się ogarnąć... - powiedział zmieszany TomTom i pociągnął wszystkich za sobą na górę. - młody chyba się zakochał... - usłyszałam cichy śpiew Parkera i zniknęli za drzwiami jakiegoś pomieszczenia.
- Przepraszam Cię za nich... ja...
- Nie musisz nic mówić. Wiem czego można się po nich spodziewać.
- No okej, to teraz gadaj co się stało - i znowu te maślane oczy oraz towarzyszący im szeroki uśmiech
- Nie wiem czy to dobry pomysł, a poza tym przestań z tym..!
- Ale z czym? - spytał zdezorientowany
- Robisz takie dziwne oczy.
- Okej - i w tym momencie sięgnął po prawie pustą tytkę po popcornie i założył ją na głowę. Podkreślam prawie. - a teraz może być?
- Nie wygłupiaj się - wydusiłam krztusząc się śmiechem ściągając mu ją z głowy
- No to gadaj - poprawił się na kanapie
- No... okej - skrzyżowałam nogi na kanapie i opowiedziałam mu całą moją historię co w cale nie było fajnym przeżyciem. Zaczęłam od śmierci rodziców a skończyłam na wydarzeniach z tego właśnie dnia. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Widząc to Nathan tylko mnie przytulił na co ja tylko się w niego wygodnie wtuliłam i usnęłam.

Obudziłam się w obcym mi pokoju. Telefon leżał obok mnie na szklanym stoliku nocnym. Sięgnęłam po niego, chociaż ręka strasznie mi się trzęsła. Na zegarku była 22:20 a na wyświetlaczu 8 nieodebranych połączeń od Lilly i Laury. Obróciłam się na plecy lekko się przeciągając. W tym właśnie momencie zorientowałam się że mam na sobie tylko za dużą mi koszulkę z napisałam game over i bieliznę. Wstałam po cichu i bez żadnego szmeru zeszłam na dół. Te drzwi chyba musiały być dźwiękoszczelne bo jak tylko je uchyliłam usłyszałam dość głośnie śmiechy. Stanęłam w przejściu schodów  z których było widać prawie cały salon kuchnię i jadalnię. Przystanęłam chwile przyglądając się śmiesznej sytuacji w kuchni gdyż Tom z Maxem próbowali podrzucać naleśniki na patelni jak prawdziwy szef kuchni, niestety coś im nie wychodziło. Naleśniki były wszędzie. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem kiedy Tom podrzucił naleśnika z takim rozpędem że przykleił się na suficie.
- Już wstałaś? - usłyszałam głos Nathana za sobą
- Tak, ale jak.... - pokazałam na koszulkę dalej rechocząc pod nosem
- To sprawka Naree. Wpadła tu i wypadła, ale przy okazji mi z tobą pomogła. - uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów
- Aha - odwzajemniłam uśmiech i poszliśmy w kierunku salonu, gdzie Tom i Max podawali ocalałe naleśniki z bitą śmietaną, sosem czekoladowym i truskawkami.
Na mój widok Jay spadł z krzesła, Maxowi wypłynęła bita śmietana z naleśnika a Tom prawie się potknął o własne nogi. Jedynie Siva zareagował normalnie i odstąpił mi miejsca przed stołem a sam poszedł czytać gazete na kanape.
- Nigdy nie widzieliście płci przeciwnej czy co?
- Widzieliśmy ale... - zaczął się jąkać Tom
- ... Żadna nie robiła wejścia smoka w samej koszulce - skończył za niego Max.
- Ahaa...? Fajnie że porównujecie mnie do smoka, przy okazji nie mam samej koszulki - usiadłam przy stole i zabrałam sobie jednego naleśnika. - a ja jeszcze się nie przedstawiłam, przepraszam. Monika jestem - uśmiechnęłam się lekko
- Młody już nam tyle o tobie opowiedział że aż głowa boli...
- Kiedy mam cie odwieźć do domu - przerwał Maxowi Nath. Na te słowa mina mi zrzedła
- Yyyy... ja sama wrócę... - próbowałam się wykręcić. Wcale nie miałam ochoty wracać do tego domu wariatów. Szczególnie w tym momencie.
- Nie ma mowy. Odwioze cię.
- Przejde się...
- Nawet się nie wykręcaj.
- Okej.. - spuściłam głowe
Później cały czas śmialiśmy się z żartów Toma. Z resztą w większości nie udanych. W końcu Nathan zabrał mnie na górę i oddał mi moje rzeczy. Na ich widok tylko zrobiłam smutną minkę pod nosem i poszłam do łazienki się przebrać. Kiedy wyszłam z łazienki z telefonem w ręce stanął przede mną i popatrzył mi w oczy. Był niebezpiecznie blisko.
- Ty w cale nie chcesz tam wracać, prawda? - " Brawo! gratuluję spostrzegawczości " ~ pomyślałam
- Nie chce, ale musze... - po moim policzku znowu popłynęła łza. Widząc to delikatnie starł ją, wyrwał mi telefon z ręki o którym kompletnie zapomniałam i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Wypuściłam powietrze z płuc i usiadłam na łóżku opierając się o oparcie. Po kilku minutach do pokoju wparował młody Sykes i oddał mi telefon.
- Zostajesz na noc - uśmiechnął się promiennie
- Ale.. jak to? - nie ukrywałam zdziwienia
- Pogadałem z Lilly i pozwoliła ci zostać ze względu na okoliczności.
- Ale, nie była zła że zostaje w domu razem z pięcioma wariatami, którzy nawet przypadkowo mogą mnie zabić? - uniosłam brew
- Nie - parsknął - koszulkę masz w łazience, ja będe spał na kanapie
- Teraz to ja sie nie zgadzam.! Nie będe cię pozbawiać łóżka. Ja śpie na kanapie a to twój pokój więc nie mamy o czym gadać...
- Zawsze możemy spać razem
- Tak też można...
- Serio? - miał oczy jak talary
- Teoretycznie, ale wybieram kanapę. Dobranoc - wzięłam koszulkę z łazienki i zeszłam na dół.
Koc leżał już na oparciu, tak jak poduszki więc szybko się przebrałam i wskoczyłam na kanapę. Nie umiałam zasnąć. Rzeczywiście, ta kanapa do najwygodniejszych nie należała. Jak dla mnie była o wiele za miękka. Miałam dość wiercenia się więc cichutko załączyłam TV. To chyba pomogło, bo nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
---------------------------------------------------------------------------
Następny dział :P
Chyba przypadnie wam go gustu, bo mi się podoba :)
Powiem wam tylko że 10 będzie mocno schizowy xD
Czekam na komentarze :D

2 komentarze:

  1. Haha się uśmiałam ♥♥♥
    Dżungla 5 facetów
    Wejście smoka LOFFF
    Omomomomomom Monika i Nath <3333333333
    Weny ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnyy ♥
    Rano się budzi, a tu suprajs.
    Nathan obok. :D
    Czekam na szybki next. ^^

    Zapraszam:
    with-the-wanted.blogspot.com
    the-wanted-with-one-direction.blogspot.com
    ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń